O godzinie 2.30 [14.30] przyjechał przed kościół policmajster [Karl] Nolken i mówił do więźniów w kościele: „Dlaczego nie chcecie wychodzić z kościoła?”. Odpowiadano, że z obawy bicia ze strony policji. Nolken rozmawiał dość długo z księdzem i znów zwrócił się do więźniów: „Wychodźcie, nikt was bić nie będzie!”. Gdy paru ludzi wyszło, policja ich biła zaraz na schodach w najokrutniejszy sposób. „Daję wam słowo honoru, że nikt was bić nie będzie, wychodźcie!” — powtarzał Nolken. Wówczas naród zaczął wychodzić w obecności Nolkena i księdza, który wychodzących błogosławił. Wyszło ze dwieście ludzi, którzy zostali otoczeni przez wojsko, kozaków i policję.
[...] Nolken kazał zamknąć drzwi kościelne, aby pozostali w kościele nie widzieli tego widowiska. Wypuszczonych niby formowano w szeregi, aby przy tej sposobności móc się pastwić nad nimi. W liczbie wyprowadzonych z kościoła było do 80 dzieci, lat od 6 do 10 i około 30 starych nędzarzy, którzy prosili o jałmużnę przed kościołem. Kobiety ciągnięto w szeregi za włosy, kopano nogami, bito kolbami..., dzieci kopano w twarz, piersi i gdzie popadło. Bito kolbami, płazem szabli, kopano nogami... każdego, kto tylko był pod ręką. I tak pastwiono się nad nimi przez całą drogę, aż wpędzono ich na podwórze ratuszowe. W ten sam sposób przeprowadzono wszystkich aresztowanych w kościele na podwórze ratuszowe, gdzie ich trzymano przez całą noc. Ostatnia partia była przeprowadzona o godz[inie] 22.30 wieczór.
Warszawa, 13 listopada
Bronisław Żukowski, Pamiętnik bojowca, [w:] „Niepodległość”, t. I, październik 1929 – marzec 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Przybyliśmy na wiec o 11[.00] rano — pieszo, bo w Warszawie nie było tego dnia żadnych środków komunikacji. Wyszliśmy później, niżeśmy się tego spodziewali, bo dopiero o 2.00 w nocy. Zanim się skończył wiec, zostaliśmy, po znieważeniu zastępcy rektora przez jednego ze studentów, oblężeni przez oberpolicmajstra barona [Karla] Nolkena, który przybył na czele sotni kozaków i wojska. Otoczył uniwersytet, nie wypuszczając nikogo bez wylegitymowania się.
Przewodniczył na wiecu Sławomir Drozdowicz. Przemawiało bardzo wielu mówców. Można było zaobserwować charaktery wielu ludzi. Niektórzy, skoro tylko nastąpiło oblężenie uniwersytetu, załamywali się i prosili o zezwolenie opuszczenia wiecu pod pozorem, że ktoś w domu zachorował. Prezydium niechętnie na to zezwalało, uważając słusznie, że decyzja wyjścia z gmachu powinna wypaść solidarnie. [...]
Wiec skończył się o godzinie 3 czy 4 po południu, studenci jednak nie opuszczali gmachu uniwersytetu, żądając, aby najpierw kozacy opuścili dziedziniec uniwersytetcki.
Nolken niecierpliwił się bardzo, jednak nie chciał się zdecydować na wtargnięcie do uniwersytetu, choć pastwiono się tam nad portretami carskimi i nawet zniszczono tak zwane „zwierciadło” [emblemat z dekretami Piotra I], przedmiot wielkiego kultu w carskiej Rosji. Trudno się było dziwić Nolkenowi, że się niecierpliwił. Było co dlań do roboty w zrewoltowanym mieście. Dochodziły do nas głosy strzałów, a nawet okrzyki, mimo że główny gmach uniwersytetu był bardzo oddalony od ulicy. Tłum zdobywał sklepy z bronią, podpalał rządowe sklepy monopolowe, rozbijał wszystkie latarnie uliczne. Policja zupełnie skapitulowała i usunęła się, ustępując miejsca tłumowi.
Nie wiedzieliśmy dokładnie, co się na mieście dzieje.
Warszawa, 28 stycznia
Wspomnienia z „krwawej niedzieli” 29.01.1905 r., [w:] „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, nr 4/12, październik–listopad–grudzień 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Około 11 [23.00] wieczorem [oberpolicmajster] [Karl] Nolken przybył znowu. Wydarzenia w mieście ogromnie go wzburzyły. Wszedłszy na schody gmachu [uniwersytetu] począł pertraktować ze studentami, którzy upoważnili prezydium już zakończonego wiecu do układów. Nolken żądał bezzwłocznego opuszczenia gmachu w ciągu kwadransa, zapowiadając, że w przeciwnym razie siłą wtargnie, a wówczas studenci będą przewiezieni do Cytadeli. W razie zgody na jego życzenie Nolken przyrzeka, że tylko wylegitymuje studentów w celu przekazania ich sądowi uniwersyteckiemu, a żadne administracyjne represje nie będą wobec nich stosowane.
Przedstawiciele młodzieży oświadczyli, że sprawę tę przekażą swym kolegom do rozstrzygnięcia. [...] W głosowaniu był wynik niemal równy. Po ostatecznym obliczeniu okazało się, że wniosek opuszczenia gmachu zyskał kilkanaście głosów większości.
Legitymowanie trwało około 2 godzin. Wyszedłem z gmachu około 2.00 w nocy.
Warszawa, 28 stycznia
Wspomnienia z „krwawej niedzieli” 29.01.1905 r., [w:] „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, nr 4/12, październik–listopad–grudzień 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.